Gdy miałam małe dzieci i mało czasu na moje potrzeby spytałam moją mentorkę o radę, jak sobie z tym poradzić i w morzu stresownej codzienności znaleść chociaż mała porcję prywatnego szczęścia.
Ona poradziła mi zamiast marzenia o długim urlopie z mężem, powinnam sobie znaleźć wyspy szczęścia w codziennym morzu życiowego stresu.
I jak to miało zafunkcjonować?
Całkiem prosto.
Miałam sobie znaleźć w domu miejsce, w którym mogłam się zrelaksować, gdzie mogłam na 10-15 minut po prostu się schować.
Po drugie, miałam sobie znaleźć zajęcie, które sprawiałoby mi przez 10-15 minut przyjemność.
Po trzecie, powinno to być coć, co mogłabym robić codziennie, przynajmniej raz na dzień.
Może ktoś z Was potrzebuje takiej wyspy…miłego szukania i miłej przerwy na Waszej wyspie szczęścia!
Jeśli pragniecie dowiedzieć się gdzie ja znalazłam moje wyspy szczęścia, to proszę czytać dalej:
1. ławeczka przed domem, z widokiem na szczyty gór…
i na której po prostu sobie siadam oglądając, co mi natura daruje w górze i na dole w ogródku…
2. spacerek z naszym zrelaksowanym, pieściuchem i wesołkiem , najukochańszym pieskiem świata,
Chesterkiem
3 .i ta całkiem pierwsza z lat z małymi dziećmi, ale proszę się nie śmiać … Łazienka i dobra książka.
Ten luksus czasowy uratował mnie , a nie kosztował wiele zachodu! Bo przecież i mamy muszą pójść, gdzie malutkie damy i panowie muszą wstępować.
Dużo kreatywności w szukaniu Waszych wysp szczęścia,
życzy Wam Ola
Każdego dnia trochę urlopu, czyni cuda!