Ulotność chwil…

Ostatnio nagle otrzymałam od życia zaproszenie do szpitala.

Ktoś mi bardzo, bardzo bliski leży od niedzieli na oddziele intensywnej terapii…

Stamtąd wszystko co ludzkie jest wyproszone.

Automatyczność pomocy medycznej wymaga chyba takiej koncentracji, że pielęgniarze i lekarze nie mają ani czasu, ani energii na powiedzenie dzień dobry, lub co się wogóle dzieje.

Staję się świadkiem jeszcze nigdy prze ze mnie nie spotkanej sytuacji.

Bezradność, rozpacz, mieszają się z nadzieją i beznadziejnością, a wszystko to utulone jest czułością, którą staram się podarować chorej.

Parę dni temu skończyłam czytać “ Sensu sens.“ W książce autor opisuje w bardzo poetycki sposób jego drogę od dnia „O „, w którym otrzymał diagnozę i w którym rozpczęła się jego droga przez medyczną krainę Bogów w bieli…..i pielęgniarzy…

Jak dalekie to wszystko dla mnie jeszcze było w ubiegłym tygodniu- dzisiaj po 7 dniach od dnia „O“ mogę tylko zacytować Marka Adamika z pełnym uznaniem dla jego twórczości:

“ Powinienem odciąć się od przeszłości. A tym samym naliczaniem od Dnia O. Dopiero teraz to sobie uświadomiłem.

Przeszłość jest złudzeniem.

pozostaje kojąca i zarazem umykająca teraśniejszość.“

Trzymam się w bezludzkim high-tech pokoju jednego, właśnie tego…umykającej teraźniejszości, pełnej czułości.

Bo jutro, to wielka tajemnica…

shareEmail this to someone
email

Słowa sercem pisane.

Herz.

Każdego dnia czytamy, słuchamy wiadomości.

Z bliska i daleka.

Moje serce wypełnia się smutkiem, gdy wczuwam się w los wielu ludzi tej niespokojnej planety.

W los tych ludzi z bliska i daleka.

Każdego dnia ktoś woła o pomoc.

Tu blisko i daleko.

Czasem jestem w stanie pomóc.

Tu blisko- uczę obecnie za darmo polskiego nastolatka j. niemieckiego, aby mu się powiodło w liceum.

I daleko w Kenii, dzieciom MCF: http://www.mullychildrensfamily.org/

To tylko malutkie, ale od serca akcje na moje możliwiści.

Muszę codziennie się przekonywać, że chociaż to małe zaangażowanie pomaga znieść tym, którym pomagam ich los.

Każdemu z Was, gdziekolwiek żyjecie i się angażujecie dziękuję za Wasze zangażowanie i życzę dużo sił na dalsze działanie!

Nie chcę wierzyć, że nie da się nic zmienić i że jesteśmy bezsilni, że sytuacja jest beznadziejna.

Kiedyś  przczytałam opowiadanie o uratowaniu rozgwiazd, które w takich momentach historii pomaga mi iść dalej i nie przestawać pomagać:

  Straszliwa burza rozszalała się na morzu. Ostre podmuchy lodowatego wiatru przeszywały wodę i unosiły w olbrzymich falach, które spadały na plażę, niczym uderzenia młota mechanicznego. Jak stalowe lemiesze orały dno morskie, wyrzucając z niego na dziesiątki metrów od brzegu małe zwierzątka, skorupiaki, małe mięczaki.
Gdy burza minęła, tak gwałtownie jak przyszła, woda uspokoiła się i cofnęła. Teraz plaża była pokryta błotem, w którym zwijały się w agonii tysiące, tysiące rozgwiazd. Było ich tyle, że plaża wydawała się być zabarwiona na różowo.
Zjawisko to przyciągnęło wielu ludzi ze wszystkich stron wybrzeża. Przyjechały nawet ekipy telewizyjne, aby sfilmować to dziwne zjawisko. Rozgwiazdy były prawie nieruchome. Umierały.
Wśród tłumu stało również dziecko, trzymane za rękę przez ojca. Oczyma zasmuconymi wpatrywało się w małe rozgwiazdy. Wszyscy na nie patrzyli, ale nic nie robili. Nagle dziecko puściło rękę ojca, zdjęło buciki i skarpetki, i pobiegło na plażę. Pochyliło się i małymi rączkami wzięło trzy rozgwiazdy, i biegnąc szybko zaniosło je do wody, potem wróciło i zaczęło robić to samo. Zza cementowej balustrady jakiś mężczyzna zawołał:
– Co robisz chłopczyku?
– Wrzucam do morza rozgwiazdy. W przeciwnym razie wszystkie zginą na plaży – odpowiedziało dziecko.
– Tu znajdują się tysiące rozgwiazd, nie możesz uratować ich wszystkich. Jest ich zbyt wiele! – zawołał mężczyzna. – Tak dzieje się na tysiącach innych plaży wzdłuż brzegu! Nie możesz zmienić tego faktu!
Dziecko pochyliło się, by wziąć do ręki inną rozgwiazdę i rzucając ją do wody, powiedziało:
– A jednak zmieniłem ten fakt dla tej oto rozgwiazdy.
Mężczyzna przez chwilę milczał, potem pochylił się, zdjął buty i skarpety, i zszedł na plażę. Zaczął zbierać rozgwiazdy i wrzucać je do morza. Po chwili zrobiły to samo dwie dziewczyny. Było ich czworo, wrzucających rozgwiazdy do wody. Po paru minutach było ich 50, potem 100, 200, tysiące osób, które wrzucały rozgwiazdy do morza. W ten sposób uratowano je wszystkie.
Wystarczyłoby,
aby dla przemiany świata ktoś,
nawet mały,
miał odwagę rozpocząć.
zdjęcie:T. H.

 

shareEmail this to someone
email

Marzenia się spełniają.

Hintersee.

 

Od 12 lat chodzę tutaj na spacery.

Od 12 lat marzą mi się tutaj warsztaty rozwoju osobowości.

Od jutra mam możliwość przeprowadzania moich warsztatów w jednym z hoteli nad tym własie jeziorem.

Jutro odbędą się moje  pierwsze warsztaty kreatywnego malowania pod tytułem:“ Każdy jest artystą.“

Jestem przekonana, że sztuka, to po prostu tworzenie i że każdy z nas jest twórcą.

W każdym z nas, gdzieś głęboko śpi potencjał do tworzenia.

Do tworzenia nie tylko wspaniałych obrazów nadających się do muzeum, ale do tworzenia piękna w codziennym życiu.

Warsztaty mają wyzwolić w nas wolność do tworzenia w codzienności.

Bo TEN, który nas stworzył, to też artysta!

A my jesteśmy stworzeni na Jego podobnieństwo.

Cieszę się na  jutro!

Bo jedno z moich marzeń się spełni.

shareEmail this to someone
email

Wspomnień nie da się zapłacić – wspomnienia się tworzy.

Parę tygodni temu, nasza starsza córka zdała maturę i jej świat, i nasz świat zanużył się w jakiś międzyświat.

Fale wspomnień przychodzą i odchodzą, z każdym wschodem i zachodem słońca.

Córka wybiera się w daleki świat, pełna idealizmu i marzeń, odwagi i energii. A przecież niedawno była naszym maluchem…

Ducklings.

Parę dni temu miałam okazję dokończyć powieść, której fabuła opiera się na znalezionej przez mamę listy życzeń jej 14 letniej córki…

Zatrzymała tą listę, po znalezieniu jej w koszu na śmieci.

Gdy umiera na raka, przygotowuje plan, w którym zobowiązuje córkę do realizacji tej listy życzeń i paru innych punktów, jako warunek do odebrania spadku.

Można by pomyśleć, że to szantaż…

Ale czytając tą powieść można było wyczuć miłość mamy do córki, która chciała pomóc jej w odnalezieniu swoich marzeń i pasji.

Córka po prostu po drodze do dorosłego życia je zgubiła…

Myślę, że znając nasze dzieci, jest naszą odpowiedzialnością przypominanie im o ich marzeniach i pasjach.

Na razie maturzystka nie potrzebuje naszych porad i wsparcia.

Ale…pozostaną wspomnienia i jej marzenia, pasje i wyznania…

Może kiedyś będziemy je wydobać ze skarbca rodzinnego, aby ją wspierać.

Bo każdy z nas go od czasu do czasu potrzebuje…

Czy macie kogoś, kto Was już bardzo długo zna?

Spotkajcie się – kto wie, co bezcennego z takiego skarbca przyjaźni może się wydobyć….

shareEmail this to someone
email